10/22/2022

Sovassbedlly

 Wywiad z Sovassbedlly z Rzeka Opowieści.


Jaka osoba kryje się za nickiem? Wszyscy pragniemy poznać Cię poza blogową strefą.

Jestem romantyczną duszą o poczuciu humoru, mam duży dystans do siebie. Staram się podchodzić do życia optymistycznie. Jestem życzliwie nastawiona do ludzi.

Czym zajmujesz się zawodowo?

Korektą tekstów. Wyłapuję błędy interpunkcyjne, ortograficzne, usuwam literówki, powtórzenia. Mam doświadczenie, sprawdziłam wiele tekstów przez kilka lat. Jeśli ktoś jest zainteresowany, proszę zajrzeć na moją stronę SOVASSBEDLLY – KLIK!. Tam widnieje więcej szczegółów.

Masz hobby odbiegające od tworzenia opowiadań?

Powieści nie są moim jedynym zainteresowaniem. Świat nie kręci się wokół nich. Żyję też muzyką i filmami. Czasami chodzę do teatru, by obcować ze sztuką. Uwielbiam przedstawienia, wtedy czuję, że odrywam się od rzeczywistości choć na moment, podziwiam grę aktorów na żywo. Latem podróżuję, zwiedzam Polskę. Góry i morze jednakowo mi się podobają, natura jest piękna. Można powiedzieć krótko, iż ciekawi mnie życie.

Wydajesz się otwartym człowiekiem. Jakie okoliczności towarzyszyły początkom Twojej zabawy z pisaniem?


Od najmłodszych lat kocham pisać. Gdy miałam około dwanaście lat, początki składały się z pisania fan-fiction o serialach Disney’a, Czarodzieje z Waverly Place, Hannah Montana, H2O wystarczy kropla… Lubiłam wymyślać kolejne losy bohaterek. Z czasem wydoroślałam, zaczęłam pisać na poważnie, tworzyć własne opowieści.

Twoje otoczenie wie, że piszesz?

Tak. Bliscy cieszą się, iż mam taką pasję. Pokazuję im swoje teksty, a oni komentują, oceniają, słucham uważnie, jak dzielą się swymi spostrzeżeniami. Znajomi i ogółem ludzie namawiali, i właściwie nadal namawiają, bym wydała powieść, lecz tego nie zrobię.

Dlaczego? Nie marzysz, żeby książka znalazła się na półkach w księgarni?

Pewnie, iż marzę! Mimo to rzeczywistość jest zupełnie inna, niż się wydaje. Marzenia to jedno, realizacja drugie. Moja koleżanka wydała pierwszą powieść i niestety, sprzedaż nie szła dobrze. Poza tym wydawnictwo ją okłamało w sprawie promocji i ostatecznie jej książki na koniec roku musiały zostać spalone. Przykro. Takich przykładów jest dużo. Prawda jest taka, iż wydawnictwa wyprowadzają w pole, żerują na naiwności początkujących autorów, którzy chcą się wybić. Na początku wszystko jest ładnie, pięknie, dopiero potem wychodzi na jaw, że się wdepnęło w bagno. Skoro mam podane przykłady jak na tacy, po co świadomie mam dać się oszukać?

Chyba lepiej dmuchać na zimne. Co skłoniło Cię do publikowania swoich prac?

Pomysł przyszedł z dnia na dzień. Pomyślałam, iż warto pokazać szerszemu gronu swą twórczość. W 2016 roku założyłam Rzekę Opowieści 
KLIK!, gdzie opublikowałam kilka tekstów. Blog był „zawieszony”, brakowało mi weny, ale powoli, co jakiś czas, gdy najdą mnie odpowiednie pomysły, będę wstawiać coś nowego. Mimo upadku blogosfery wierzę, że nadal znajdą się czytelnicy. Czytelnictwo nigdy zupełnie nie zginie.

Nie mogę się doczekać nowego opowiadania! Pogadajmy o tych starych. Podjęłaś się nietypowych wątków. Ksiądz w Szlachetności, lekarz w Ścianie, powstańcy w Nie opuszczę Cię aż do śmierci… Skąd pomysł na ciekawych bohaterów?

Szczerze? Wpierw myślę, o czym chcę pisać, potem dostosowuję do wątków postacie. Ogółem, wizja przychodzi sama, w najmniej spodziewanym momencie. Każda opowieść zostaje we mnie na dłużej.

Przywiązujesz się do swoich bohaterów?

Nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć... Zależy od konkretnej postaci. Jedno jest pewne – czarnych bohaterów nie lubię.

Czy któraś fabuła jest odzwierciedleniem Ciebie, Twoich myśli, poglądów?

Absolutnie nie! Zdaję się wyłącznie na swoją wyobraźnię. O to właśnie chodzi w pisaniu, by stworzyć nowego człowieka, całkiem odrębnego od autora, jak również skomponować rozmaite historie. Jeśli chce się pisać o sobie, myślę, iż rozsądnym rozwiązaniem jest pisać pamiętnik. Powieść natomiast jest dla czytelnika, który chce chłonąć akcję, obserwować wydarzenia z cudzego życia.

Przytoczę z Twojego bloga dwie wypowiedzi Twoich czytelników, by ująć trafnie swoje pytanie.

„Czytając ten tekst miałam ciarki na plecach; nawet nie umiem za bardzo odnieść się do konkretnych jego fragmentów, bo zwyczajnie nie mogłam się skupić, tyle myśli na sekundę przebiegało mi przez głowę!”, „Chociaż co prawda przy większości powinnam pić melisę lub zażywać relanium, żeby się nie wykończyć, bo tyle emocji jest, a moje serce stare i słabe, ale i tak, i chyba właśnie dlatego, tak lubię Twoje opowiadania”.


Jak robisz, że Twoje opowieści są tak emocjonujące?

Po prostu wkładam dużo serca w każdy swój tekst, daję z siebie wszystko, staram się, żeby czymś zaskoczyć, unikam monotonii, ot, i tyle. Nie ma tutaj żadnej magicznej sztuczki. ;)

Każdy pisarz odnajduje się świetnie w czymś innym. Jeden bada psychikę postaci od środka, drugi skupia się na poetyckim opisie przyrody. A ja jestem dobra w wybuchających emocjach oraz zagadkach pełnych napięcia. Uwielbiam tworzyć tajemnice, które czytelnik sam stopniowo odkrywa.

Jakie jest Twoje stanowisko co do szczęśliwych zakończeń w książkach?

Moim zdaniem wszystko zależy od konstrukcji fabuły. Czasem „happy end” pasuje, czasem nie.

Czy pisząc rozmaite książki, dostrzegasz zmiany zachodzące w Twoim stylu?

I to spore! Pisarz nabiera wprawy, ciągle uczy się nowych rzeczy, popełnia gafy. Z biegiem lat zauważyłam, że powoli dochodzę do lepszego poziomu pisania, chociaż, jak wszyscy, nadal robię jakieś błędy. Nie uważam się za wszystkowiedzącą perfekcjonistkę. Nikt nie jest ideałem.

Spróbujesz sił w innym gatunku?

Czuję się wspaniale w kryminałach, dramatach oraz obyczajach, one najlepiej pasują do mojego stylu, wyobraźni. Wolę iść w tym kierunku, niż niepotrzebnie się męczyć z czymś, co i tak finalnie kiepsko wyjdzie. Szkoda marnować czasu.

Jak odbierasz krytykę? Co czujesz, gdy ktoś krytykuje Twoje książki, opowiadania?

Przyjmuję uzasadnioną, konstruktywną krytykę. Dzięki błędom, jakie ludzie mi wskazują, mój styl staje się lepszy. Udoskonalam warsztat pisarski, wiem, czego unikać, co robię źle. Trzeźwe, wychowawcze uwagi powodują, iż pisarz cały czas się rozwija, szlifuje umiejętności, buduje swój rodzaj kunsztu.

Kiedy pojawiają się komentarze typowo negatywne, wtedy uznaję to jako hejt. Podam przykład.

Kiedyś wykonałam ankietę dotyczącą moich opowieści. Odpowiedzi są pisane przez nieznane osoby. Otrzymałam anonimowe komentarze, podejrzewam, że od jednej i tej samej osoby: „Jesteś jedyną z tych osób, które nie powinny pisać”, „Nie męcz ludzi. Nie umiesz pisać, kaleczysz język i niszczysz historię. Ot tyle i aż tyle”. Oczywiście nie wiadomo, kto to napisał. Nie wiem też, z jakiego powodu kaleczę język i w jaki sposób niszczę historię. Tego szanowny Anonim nie raczył dopowiedzieć. Z tego miejsca uroczyście oświadczam: a właśnie, że będę pisać i żaden Anonim mi tego nie zabroni! ;) Jeśli ktoś ma odwagę obrażać, dlaczego nie ma odwagi, by napisać do mnie maila, tylko wypełnia anonimowo ankietę? Gdybym spotkała się z tą osobą twarzą w twarz, ciekawe, czy miałaby śmiałość powiedzieć, co myśli o mojej twórczości? Podejrzewam, że nie. Na pewno by stchórzyła.

Masz rację, spotkanie na żywo to inna bajka. Nie przejmuj się! Piszesz świetnie.

Dziękuję. Dla mnie kąśliwe komentarze podpisane krótkimi, powierzchownymi nazwami lub jako „Anonimowy” to złość w czystej postaci. Lekceważę takie przycinki, zgryźliwości. Najprościej jest ranić, ile wlezie. Ludzie myślą, iż Internet wszystko przyjmie i mogą bezkarnie dokuczać, poniżać innych. Robią to z różnych powodów; z bezsensownej zazdrości, chorej satysfakcji, z nudy.

Nie warto przejmować się głupimi osobami. Przygotowując się na wywiad z Tobą, znalazłam coś ciekawego. Zorganizowałaś konkursy literackie. Opowiedz o nich.

Pierwszy konkurs mieszczony został na Rzece Opowieści. Nabrałam ochoty na więcej i potem pojawił się bardziej rozbudowany, o przedwojennych aktorach Już nie zapomnisz mnie
KLIK! Pierwsza edycja cieszyła się ogromną sławą, wzięło udział prawie czterdzieści osób, w tym – uwaga, nie żartuję! – daleki krewny aktora Kazimierza Junoszy-Stępowskiego. Drugą edycją ludzie byli mniej zainteresowani, może zasady były za trudne, a może nie mieli czasu, by naskrobać. W każdym razie czerpię radość, iż konkursy się udały. Wypromowałam pisarstwo, czytelnictwo, a jednocześnie przywróciłam pamięć o dawnych artystach.
 

Zafascynowałaś mnie. No no! Gratuluję! Nie każdy wpadłby na taką inicjatywę.


Dziękuję. Przy okazji, chcę dodać, że jestem założycielką kreatywnej akcji Wyzwania pisarskie
KLIK!, która trwa bez końca. Cały czas można brać udział.

Jesteś niezwykłą osóbką. Planujesz kolejne konkursy?

Z nagrodami konkursów już nie będzie, ale w głowie urodził mi się pewien zamiar dotyczący pisarstwa, na razie nie mogę mówić. ;)

Masz swojego ulubionego pisarza?

Harlan Coben, zdecydowanie kocham jego styl, prosty i tajemniczy!

Czyja twórczość jest Ci jeszcze bliska?

Jeremi Przybora pisał romantyczne, sentymentalne piosenki, także z nutą satyry. Z nostalgią wracam do Kabaretu Starszych Panów. Utwory Marka Grechuty są poetyckie, dostojne. Lubię Dni, których nie znamy. Najbliższy memu sercu jest Wojciech Młynarski, który tworzył teksty życiowe i z humorem. Róbmy swoje, Jesteśmy na wczasach to klasyki!


Jesteś już młodą pisarką z pewnym doświadczeniem. Udziel jednej rady początkowym autorom.

Nie jestem idealna, ale mogę stanowczo poradzić, by dużo czytali. Należy rozwijać słownictwo, poszerzać horyzonty, wiedzę na każdy temat.

Podzielisz się planami dotyczącymi opowiadania i przyszłości?

Jestem w trakcie tworzenia nowej opowieści, która będzie się diametralnie różnić od tego, co do tej pory tworzyłam. Nie mogę zdradzić szczegółów, lecz mam nadzieję, że moja koncepcja wypali. A przyszłość? Nic nie planuję. Czerpię z dnia dzisiejszego. Łapię garściami piękne, obecne chwile. Teraźniejszość maluje się w słońcu, ponieważ u mnie jest cudowna, ciepła jesień.

I na tym jesiennym akcencie kończymy wywiad. Dziękuję, było mi miło pogawędzić! Trzymam kciuki za Twoją pracę!

Dziękuję również.


9/22/2022

Dama Kier

 Wywiad z Damą Kier z Echo Naszych Słów.

 
Jaki jest Twój ulubiony kolor? 

Pewnie nikogo nie zdziwi, że uwielbiam kolor... czerwony  kojarzy mi się z ciepłem i z siłą. I mam z tym kolorem dobre wspomnienia: pisałam maturę długopisem w czerwonym kolorze, zdawałam egzamin na prawo jazdy w czerwonym samochodzie... I podobno do twarzy mi w czerwonym. ;)

Ściany w pokoju też masz pomalowane na czerwono? Tak, chcemy troszkę poznać Twoje otoczenie. 

Nie, ściany akurat mam żółte, ale śpię również pod czerwoną pościelą.

Żółte w czarne kropki  moje marzenie. Czy ulubiona piosenka również jest związana z barwami?

Tak, „Czerwone korale”. ;) A tak na poważnie  trudno mi wskazać ulubioną piosenkę, bo to się zmienia wraz z moim nastrojem. Ostatnio na przykład znów wracam do Imagine Dragons, choć blisko czołówki wciąż utrzymują się piosenki Myslovitz z ich najlepszych czasów.

„Czerwone korale” chodziły mi po głowie w momencie zadawania wcześniejszego pytania. A jakiś utwór „na wenę”? Masz swój sposób na przywoływanie jej czy też nie wierzysz w istnienie czegoś takiego?

Kiedyś wydawało mi się, że nie potrafię pisać bez muzyki  właśnie przy utworach Myslovitz powstawały moje najlepsze teksty  ale potem łapałam się na tym, że kilkuminutowa piosenka już dawno się skończyła, a ja nawet nie zauważałam, kiedy... Dziś doceniam ciszę podczas pisania, chociaż przy niektórych piosenkach, faktycznie  drga i serce, i pióro.

Hmm... Ja z kolei wybieram utwór i ustawiam ciągłe odtwarzanie tego samego. Niestety, nie jestem w stanie się skupić, gdy co te (około) cztery minuty zastanawiam się, co jest dalej. Niektórzy autorzy uważają, że „wena” nie istnieje. Jakie jest Twoje stanowisko wobec tego stwierdzenia?

Być może można dojść w pisaniu do takiej perfekcji, by pisać świetnie o wszystkim i w każdym czasie, i każdych warunkach. Ja niestety do takiego etapu nie doszłam, być może nie dojdę nigdy, dlatego muszę mieć jednak „wenę”, którą wolę nazywać natchnieniem. To taki „dzień do pisania”, w którym zdania same się układają, a każda kolejna linijka naprawdę przynosi przyjemność. Bez natchnienia też nauczyłam się pisać, tak po japońsku  jako tako  ale o wiele lepsze efekty daje właśnie ten magiczny „dzień z weną”. Inaczej często zdarza się, że czytam coś i myślę sobie: „O Boże, co ja to wymyśliłam”  wtedy potrafię zmienić naprawdę dużo tekstu.

Zdarzało Ci się napisać kilka/kilkanaście stron rozdziału, po czym wszystko usunąć?
Czy raczej starasz się w takich momentach zachować jak najwięcej tego „pierworodnego” tekstu, zmieniając tylko nieodpowiednie Twoim zdaniem fragmenty?

Zdarzało się! Czasem bywało, że wpadł mi do głowy jakiś tak genialny pomysł (to znaczy uważałam go za właśnie taki), że wprowadzałam nowe wątki, a to wymagało całkowitej modyfikacji wcześniejszych. Chociaż muszę przyznać, że takie ekstremalne sytuacje zdarzają mi się rzadko.

Robisz plan wydarzeń przed pisaniem, czyli tworzysz zgodnie z wcześniej określonym przez siebie schematem, czy słowa „wypływają” na kartkę i zamieniają się w całe fragmenty bez Twojej kontroli? 

„Echo” zaczynałam jedynie z niewielkim zarysem fabuły, ale później dokładnie rozpisałam w moim magicznym zeszyciku wszystko: i bohaterów, i wątki, które chcę poruszyć, i rozdziały, w których to zrobić. Do końca trzymałam się tego schematu, może jedynie z drobnymi modyfikacjami. Myślę, że jeśli opowiadanie ma mieć ręce i nogi  a wydaje mi się, że „Echo” ma, choć nikt nie mówi, że są one równej długości  to musi być przemyślane, żeby samemu się w tym nie pogubić.

Czy, mimo rozrysowanej fabuły, myślałaś kiedyś nad innym zakończeniem swojego opowiadania? Jeśli tak, opowiedz nam o tym! 

Tutaj chyba zaskoczenia nie będzie  nigdy nie miało być innego zakończenia „Echa”. Jako miłośniczka kanonu nie mogłabym napisać zakończenia, które nie wchodziłoby w kanon. 

Myślałam, że może choć momentami korciło.

Nie, w tym akurat byłam stanowcza. Nie wyobrażałam sobie innej końcówki  Hermiona musiała być z Ronem!

Przejdźmy płynnie do fandomu. Kiedy i co spowodowało, że zainteresowałaś się pairingiem Dramione?

Rety, to było strasznie dawno temu. Kiedy zaczynałam pisać moje pierwsze opowiadanie, „Być Huncwotem”  a był to rok 2008  jeszcze w głowie nie siedziało mi żadne Dramione. Jestem człowiekiem, który kocha kanon Harry'ego Pottera i wszelkie niekanoniczne pairingi były dla mnie zbrodnią wołającą o pomstę do nieba. Jednak natrafiłam w ciągu kilku następnych lat na opowiadania Dramione, które jednocześnie mnie ciekawiły i bulwersowały. I tak się jakoś złożyło, że wpadłam na pomysł własnego. Pierwsza wersja „Echa” powstała jeszcze na Onecie pod tytułem „Kochaj mnie, Malfoy”, ale potrzebowałam kilku miesięcy, żeby dojrzeć do napisania tego, co teraz widnieje pod adresem „Echa Naszych Słów”. 

Bulwersowały? Masz na myśli tę miłość do kanonu, tak?

Tak, dokładnie. W moim rozumieniu to, co napisała Rowling, było jedyną przyjmowaną wersją  Hermiona miała być z Ronem, nie z żadnym Malfoyem! I nie wyobrażałam sobie, żeby to mogło być inaczej.

Wobec tego pochwal się, które opowiadanie Dramione było tym pierwszym.

Mówiąc szczerze  nie pamiętam. To było strasznie dawno temu. Pamiętam tylko, że na długi czas zostało zawieszone, a potem zniknęło z sieci zupełnie. Szkoda, bo sama chętnie wróciłabym do tego, co wywarło na mnie takie wrażenie, że sama zapragnęłam połączyć te dwa odmienne żywioły.

Pamiętasz cokolwiek? Ja niestety nie za bardzo się orientuję w opowiadaniach z tym pairingiem, ale może nasi Czytelnicy mogliby pomóc...?

Jedynie czerwoną szatę graficzną. Właśnie, znowu wraca ten kolor – czerwony

Hah, faktycznie musi być coś na rzeczy!

Ludzie często pytali mnie, dlaczego wybrałam właśnie Damę „Kier”, a nie „Pik” czy „Trefl”. Teraz chyba odpowiedź nasuwa się sama. 

Czy dalej czytasz fanfiction mimo tego, że już nie piszesz sama?

Nie. Zwyczajnie nie mam na to czasu – studia, praca i inne obowiązki skutecznie wypełniają mój grafik. Jedyne opowiadanie, jakie czytam, to „Na szczycie życia” Empatii, a to i tak zwykle ze sporym opóźnieniem.


Jak to się zaczęło? Czy usiadłaś, Damo Kier, przy biurku i powiedziałaś: tak, chcę napisać to Dramione?

Absolutnie! Pomysł wpadł mi do głowy całkiem spontanicznie, poza tym pierwsze kilka rozdziałów Echa powstało na Onecie jeszcze pod starą nazwą. Musiałam trochę dojrzeć do pisania, a chyba taka prawdziwa, odpowiedzialna decyzja i wzięcie na siebie wszystkich konsekwencji pisania opowiadania w blogosferze przyszły dopiero z czasem. Na początku to było na zasadzie: Okej, spróbuję, zobaczymy, jak to będzie. Nie miałam pojęcia, publikując prolog, że w ogóle dokończę Echo, a już na pewno przez myśl mi nie przeszło, że – cóż, wywoła ono taką reakcję u Czytelników.

Następne pytanie od fanki, którą jest Nina Granger: skąd wzięłaś pomysł na całą historię ENS?

Chyba najlepszą odpowiedzią na to pytanie będzie: wymyśliłam ją. Tak po prostu. Oczywiście miało na to wpływ tysiące czynników i moich własnych obserwacji, ale Echo to nie jest historia ani mojego życia, ani życia nikogo z moich bliskich – to zwykła, literacka fikcja. I jako właśnie ona powstawała w mojej głowie przez długi czas. A skąd się wziął sam pomysł? Chyba… znienacka.

Już po prologu ENS wiadomo, że historia skończy się smutno. Dlaczego postanowiłaś ją tak zakończyć? Czy ciężko Ci było, gdy pisałaś takie zakończenie?

To pozornie proste pytanie chyba nie ma dobrej odpowiedzi. Ja po prostu nigdy nie brałam pod uwagę, że Hermiona mogłaby być z Draco. Dlatego też i tego zakończenia nie pisało się wcale ciężko. To raczej była ulga, że doprowadziłam coś (po raz pierwszy!) do końca.

Jak się czujesz z tym, że zniszczyłaś wielu ludziom psychikę” tym opowiadaniem?

Na razie dobrze, pewnie dlatego, że nikt jeszcze nie wysłał mi rachunku za leczenie w poradni specjalistycznej. A mówiąc poważnie, cieszę się, że ta historia wywarła na Czytelników tak duży wpływ. Lepiej nieszczęśliwe historie miłosne przeżywać na kartach fikcji literackiej niż w prawdziwym życiu, czyż nie? 

Hah, w takim razie powinnaś się cieszyć, że fani nie znają Twojego adresu. Tak, zdecydowanie lepiej. Teraz pytanie o jedną z postaci w ENS. Zapewne domyślasz się, o którą może mi chodzić?

Zgaduję, że nie są to główni bohaterowie. Czyżby chodziło o... Ester?

Oczywiście! Postać Ester jest jedną z tych najbardziej wychwalanych OC-ek w fanfikach. Skąd pomysł na nią?

Pomysł zrodził się w tak zwanym międzyczasie, kiedy brakowało mi odpowiedniej postaci z kanonu, a jakąś musiałam wprowadzić, by skleić fabułę. Ester w moim pierwotnym zamyśle nie miała odgrywać aż tak ważnej roli, ale to był jeden z tych momentów, w których dałam się ponieść wyobraźni... i absolutnie tego nie żałuję.

Czyli jednak nie wszystko było do końca zaplanowane?

Plan był, ale potem na jego miejsce powstał nowy  kiedy już wiedziałam, że chcę więcej, więcej Ester. Kiedy czułam, że ta postać wymyka mi się spod kontroli, całą noc kreśliłam w zeszycie, żeby z powrotem ją ujarzmić.

Ester zaczęła sama pisać Twoją historię?

Na początku trochę tak było. Gdybym dała jej się opanować, Echo pewnie nie miałoby ładu i składu, a Ester nagle stałaby się główną postacią. Na szczęście wygrałam, a przynajmniej mam taką nadzieję.

Nigdy nie myślałaś, żeby zakończyć ENS szczęśliwie albo chociaż zrobić zakończenie dla fanów happy endów? Niektórzy autorzy tak robią, także ciekawi mnie, czy rozważałaś chociaż taką opcję.

Nie, nie było nigdy pomysłu na inne zakończenie. To znaczy, może miałam różne koncepcje tego zakończenia, jeśli chodzi o okoliczności, ale ogólny schemat pozostawał niezmienny. Echo nie byłoby Echem, gdyby zakończyło się inaczej lub gdybym dopisała do niego alternatywne zakończenie. Poza tym to absolutnie nie w moim stylu – lubię być konsekwentna w swoich decyzjach. Zakończenie „na życzenie” byłoby zrobieniem czegoś wbrew sobie. Dostawałam prośby o „alternatywne zakończenie”, ale nigdy tych próśb nie spełniłam. Uważam, że to już nie byłoby to samo i Echo straciłoby na wartości. Poza tym ja nie wyobrażam sobie innego zakończenia. Jak napisać coś, czego nawet nie można sobie wyobrazić? 

Hmm. Pewna książka (oczywiście tytułu teraz zapomniałam) posiada aż cztery zakończenia, chyba pisane na zasadzie: „wybierz sobie, Czytelniku, co Ci będzie bardziej pasować”.

Dostawałaś prośby o inne zakończenie? Naprawdę, musisz się cieszyć, że nikt nie wysłał rachunku od poradni psychologicznej. Co do książek - masz jakiegoś mistrza, jeśli chodzi o pisanie?

Dostawałam, co więcej  nadal dostaję. Co do pisarskiego mistrza, mogę bez zastanowienia podać jedno nazwisko  autora, który swoim warsztatem i światem przedstawionym po prostu mnie zaczarował. To Carlos Ruiz Zafon, autor między innymi „Cienia wiatru”.

Oczywiście, jak mogłabym nie znać! Mam wrażenie, że jedni kochają jego styl, drudzy nie trawią.

Tak, coś w tym jest  albo kochasz, albo nie znosisz.

Zaliczam się do tej pierwszej grupy  Barcelona w jego wydaniu mnie urzekła, pierwsze strony skradły serce, podobnie jak książki zrobiły to Danielowi.

Książki... I Beatriz. 

Gustujesz w hiszpańskich powieściach o Barcelonie? Z miejsca mogę polecić „Złudę autorstwa Carmen Laforet.

Mówiąc szczerze, to nie Barcelona zrobiła na mnie takie wrażenie, chociaż nie potrafię osadzić fabuły w innym miejscu i innym czasie. Ale hiszpańskie klimaty faktycznie mają w sobie to „coś”. Chciałabym napisać kiedyś historię, której akcja rozgrywa się w Barcelonie. Ale najpierw musiałabym ją zwiedzić.

Czy nie tęsknisz za pisaniem, nie ciągnie Cię do tego i ani razu nie myślałaś, by wrócić i skończyć opowiadanie o Huncwotach?

Przede wszystkim – nie, nie tęsknię za pisaniem, bo nigdy nie przestałam pisać. To, że nie publikuję niczego w Sieci, absolutnie nie znaczy, że na dobre porzuciłam pióro (albo, bardziej współcześnie, Worda). Nie! Ciągle piszę, choć póki co dla siebie i dla bliskich. Mam tysiąc pomysłów, kilka zaczętych opowiadań z planami na dłuższą fabułę, ale najwięcej krótkich, prawdopodobnie całkiem sensownych historii. 

Jeśli chodzi o „Być Huncwotem”, to pozostawienie tego opowiadania niezakończonym było przemyślaną decyzją. Tak samo jak całkowite skasowanie „Bitewnego kurzu”, opowiadania o Harrym i Ginny, o którym mało kto pamięta (miało chyba tylko cztery czy pięć opublikowanych rozdziałów), a prawdopodobnie byłoby moim najlepszym fanfikiem. Generalnie moje odejście od pisania w Internecie nie było spontaniczną decyzją, podjętą pod wpływem chwili, kiedy miałam gorszy humor. Nie, do tej decyzji też musiałam dojrzeć i wierzę, że podjęłam ją w dobrym momencie. Tak samo jak ogromnie dużo przyniosło mi pisanie na blogach, tak dobrze zrobiło mi również odejście.

Czy istnieje szansa, że jeszcze kiedykolwiek przeczytamy coś Twojego autorstwa?

Tak, oczywiście, że jest taka szansa. Ale już na pewno nie w wydaniu blogowym.

Czyli nie w postaci jakiegokolwiek fanfiction?

Nie. To etap, który mam już za sobą. Teraz pora podnieść poprzeczkę!

Czekam w takim razie na Twoją powieść i informację o jej wydaniu.

Szybko to nie nastąpi, ale... kiedyś na pewno! 

To właśnie z powodu postawionych przez siebie wyższych oczekiwań skończyłaś z fandomem?

Też, chociaż to był tylko jeden z kilku czynników. Po prostu doszłam do takiego momentu w życiu, w którym zakończenie tej przygody było właściwe. Myślę, że to była dobra decyzja.

W zasadzie to chciałam się zapytać, czy nigdy nie myślałaś, nigdy nie chciałaś wrócić, ale... Szczerze mówiąc, rozumiem. Fandom był jednym z tych zakrętów w Twoim życiu, który zapewne zmienił wiele i sprawił, że dzięki temu na tej drodze pojawiło się więcej odnóg, możliwości? 

Pisanie fanfiction na pewno było dla mnie jednym z pierwszych takich długofalowych wyzwań, za które musiałam być odpowiedzialna. Bardzo dużo mnie to nauczyło, bo udało mi się przyciągnąć Czytelników i dzięki temu dostałam ogromną i niesamowicie cenną informację zwrotną, co jest dobre, a co nie, co się podoba, a co mniej. Pisałam od zawsze, ale fanfiction były takim pierwszym, poważnym wyjściem „do ludzi. Dużo z tego wyniosłam i chyba faktycznie mogę powiedzieć, że to otworzyło mi nowe drogi  odkryłam przede wszystkim nowe, własne możliwości.

 Czy głęboka wiara ma jakiś wpływ na Twoją twórczość?

Nie mam pojęcia. Jestem chrześcijanką, katoliczką, chodzę do kościoła, modlę się, wierzę i kocham Boga, i to na pewno wpływa na całe moje życie, ale czy w twórczości czymś konkretnym się objawia – nie umiem powiedzieć.

Kiedy właściwie odkryłaś Boga? 

Ja Boga nie odkrywałam, Bóg odkrył mnie. ;) A to budowanie relacji to był długi proces, którego punktem kulminacyjnym był sierpniowy wyjazd do Asyżu w 2013 roku.

Niestety, choćbym nie wiem, jak chciała uniknąć tych klasycznych pytań, to muszę to jedno zadać... Powiedz, proszę, jak zaczęła się Twoja przygoda z Harrym Potterem?

Zaczęła się na pewno stosunkowo późno. Moja siostra dostała na Mikołaja trzecią część, kiedy ja złapałam „Kamień Filozoficzny. A wtedy jak już ruszyło, tak się nie zatrzymało. Całą sagę przeczytałam chyba pięć razy!

Jak Ci idzie na studiach?

Chyba całkiem nieźle, dziękuję. W czerwcu tamtego roku obroniłam pracę licencjacką na ocenę bardzo dobrą, teraz kontynuuję kierunek na drugim stopniu. Być może studia, na których jestem – filologia polska ze specjalnością komunikacja społeczna i public relations – nie są jakieś super inspirujące i nie wiadomo jak fantastyczne, ale nie widzę się na innym kierunku. Pasuje do mnie.

Teraz pytanie odnośnie zainteresowań od Irlandki: czy dalej jesteś zakochana w siatkówce i kto jest/był Twoim ulubionym siatkarzem ze wszystkich składów reprezentacji Polski od 2000 r.?

Tak, siatkówka dalej jest znaczącą częścią mojego życia, chociaż już nie jeżdżę tak często na mecze PlusLigi w ciągu roku, jak to miało miejsce dawniej – bilet, pociąg, spanie na peronach i powrót o świcie, żeby zdążyć na ósmą rano na zajęcia. Wciąż kibicuję Skrze i kiedy tylko mogę, oglądam mecze w telewizji; dalej obowiązkowo kibicuję reprezentacji i już zaciskam kciuki na styczniowe kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie w Rio. Ulubiony siatkarz nie uległ zmianie przez te lata – to Michał Winiarski. Uwielbiam go za grę, profesjonalizm, zaangażowanie, poczucie humoru i ogólnie za to, jakim jest człowiekiem.

Zdradziłabyś mi i naszym Czytelnikom coś, czego nikt w fandomie o Tobie nie wie?

Tak, mogę zdradzić jedną taką rzecz  moje małe dziwadło z kategorii „ciekawostki. Nie przestawiłam zegarka, który noszę na ręce, z czasu letniego na zimowy. Cały czas żyję więc latem. 

A myślałam, że jestem jedynym człowiekiem, który tak zrobił. Nie wierzę! Dzięki za wywiad.
 
Dzięki!

8/22/2022

Paula patricia

 Wywiad z Paulą Patricią z Cień.


Skąd pomysł na założenie bloga o perkusiście z zespołu 5SOS?

 
Bloga założyłam już prawie rok temu, gdy kończyłam pisanie mojego pierwszego publikowanego w internecie fanfiction - Jesteś następnym celem z Janoskians. O zespole 5 Seconds Of Summer nie było wtedy jeszcze tak głośno, aczkolwiek na Twitterze pojawiały się wzmianki o chłopcach. Poznałam ich trochę wcześniej szperając po YouTube w poszukiwaniu coverów różnych piosenek. Z początku mnie nie zachwycili, jednak po pewnym czasie ich filmiki znowu wpadły w moje ręce. Zostałam wtedy na ich kanale dłużej i znalazłam utwór - Gotta Get Out. Zakochałam się na zabój. Zaczęłam zbierać wiadomości na temat 5SOS, chciałam wiedzieć wszystko. Po piosence "Gotta Get Out" przyszedł czas na "Try Hard", gdzie dostrzegłam Ashtona, który później stał się obiektem moich westchnień. Powoli stawałam się ogromną fanką, dołączając przy tym do fandomu - 5SOSfam. W tym samym czasie wpadłam na pomysł napisania kolejnego opowiadania. Miałam fabułę, ale niestety - nie bohaterów. Nie chciałam pisać znowu o Janoskians, opowiadań o nich było już naprawdę wiele. Sporo czasu spędziłam na szukaniu odpowiednich osób do tego fanfiction. Pomyślałam o 5 Seconds Of Summer, jednak najpierw wolałam się upewnić, że nie ma żadnego opowiadania z podobną tematyką. Googlowałam fanfictions o 5SOS i nie znalazłam za wiele. Punkt dla mnie! Ponieważ Ashton był tego czasu moim "faworytem" - umieściłam go w głównej roli mając świadomość, że w rzeczywistości nie ma on nic wspólnego z fikcyjną postacią.

Czyli Ashot, to taka Twoja "pierwsza miłość" z 5SOS. To trochę dziwne, ponieważ wydaje mi się, że on jest najmniej zauważalny z zespołu. Większość dziewczyn zakochuje się w Luke'u. Nie zwróciłaś na niego uwagi? Czym przyciągnął Cię Ashton?

 
Tak! Również to zauważyłam! Pierwszym teledyskiem obejrzanym przez większość był zapewne teledysk do piosenki "Heartbreak Girl" natomiast ja natrafiłam na "Try Hard" z początku, gdzie Ashton nie jest dokładnie pokazany jako perkusista. Oczywiście przeplatają się tam nagrania z koncertów, gdzie Ash siedzi za perkusją, jednak oglądając po raz pierwszy video nie zwracałam na to większej uwagi. Przykuł więc moją uwagę swoim wyglądem, jak z resztą każdy z chłopców, bo wszyscy są mega przystojni! Zaczęłam przeglądać ich calutki kanał. Wtedy właśnie moja miłość do Ashton'a rosła i rosła. Uwielbiam jego poczucie humoru, jego głos i jego śmiech. Pamiętam jak zawsze śmiałam się z jego "And Greg on the camera" w filmiku The A Team - Ed Sheeran cover czy z keek'a "Chocolate milk party". Właściwie nadal to robię. Zabawne, wciąż do tego wszystkiego wracam...

Zawsze to te pierwsze wspomnienia są najlepsze, gdy oni są jeszcze młodzi, nie aż tak poważni. Wiadomo, wszystko zmienia się z czasem. Jednak ja, czytając Twojego bloga, jestem nim zachwycowycona od początku do samego końca. Na Twitterze powstała nawet specjalna grupa: #CIEŃFamily. :) Jak udało Ci się osiągnąć tyle czytelników? 
Uwielbiam to pytanie haha. To naprawdę nic specjalnego. Kiedy powstał Cień kilka osób przeniosło się z mojego poprzedniego opowiadania. Miałam tam swoje grono czytelników 100-200 osób może... ciężko powiedzieć, nigdy nie starałam się tego sprawdzać przez ankiety czy cokolwiek. Połowa albo i większość po ukończeniu poprzedniego fanfiction zaczęła czytać następną moją twórczość. Oczywiście jak niektórzy wiedzą "mimo, że masz dużo, chcesz więcej". Stwierdziłam, że skoro miałam tylu czytelników na YNT dlaczego miałabym nie mieć ich więcej na Cieniu? Na sam początek starałam się pisać lepiej (co mi niestety nie wyszło hahaha, no może trochę). Samo jednak pisanie nie da mi za wiele, bo skąd niby inni mają wiedzieć jak piszę, jeśli nie mogą tego sprawdzić? Zabrałam się więc za reklamę. To bardzo głupie, ale... założyłam nowe konto na Twitterze i spamowałam do wszystkich - każdego z osobna prosząc o zajrzenie na mój blog. Wyszukiwałam osoby czytające opowiadania i tak sobie do nich pisałam. Po pewnym czasie czytelnicy sami tweetowali link do mojego opowiadania, a także opinie. Swój udział miał również fanpejdż 5 Seconds Of Summer Polska, który również zareklamował mnie kilka razy (pozdrawiam dziewczyny, bardzo Wam dziękuję!). Cała historia haha.

Zauważyłam, że Cień został przetłumaczony na pięć języków: Włoski, Szwedzki, Angielski, Hiszpański oraz Niemiecki. To naprawdę wielki sukces. Nie znam polskiego opowiadania, a może nawet takiego nie ma, które uzyskałoby taki efekt. Zauważyłam również, że planujesz już drugą część Cienia. Bardzo mnie to cieszy, tymbardziej, że pierwsza już za niedługo się skończy, jeszcze tylko pięć rozdziałów i epilog. Podobnie za niedługo zaczniesz pisać kolejne opowiadania: jedno z Calumem, a drugie o nazwie Psycho. Może zechciałabyś je zareklamować, zachęcić czytelników ISu do zajrzenia na nie oraz ogólnie opowiedzieć, o czym one są?

 
Tak, faktycznie to ogromny sukces! Druga część Cienia jest już pisana i mam nadzieję, że zaciekawi czytelników tak samo jak pierwsza. Będzie mnóstwo kłamstw, intryg, miłości i złamanych serc! Mogę powiedzieć, że już zaczęłam resztę opowiadań, aż 3! Zacznę może od short fiction z Calumem. Nie chcę za wiele zdradzać. Jest to historia, w której 5 Seconds Of Summer istnieje, a członkowie zespołu przeprowadzają się do Londynu. Calum znajduje tanie mieszkanie i wraz z Ashton'em decydują się je zakupić. Nie wiedzą jednak, że dom jest nawiedzony. W dodatku duchy nie są zbyt przyjazne...
Co do Psycho, inspirowałam się short fiction z Larrym - 13 reasons why, które pokochałam już po pierwszym rozdziale! Ono również inspirowane jest książką o tym samym tytule. Geniusz sam w sobie! Polecam! Dodatkową inspirację stanowił dla mnie film "W jak Wendetta". Jeśli chodzi o motyw zemsty i całej "idei", ale wracając do mojego opowiadania - Menager zespołu, rodzina oraz przyjaciele Michaela decydują się na zamknięcie go w szpitalu psychiatrycznym z myślą, iż ma on faktycznie problemy zdrowotne. Kiedy Clifford wychodzi z "więzienia" bo tak właśnie nazywa ośrodek, postanawia się zemścić na wszystkich, którzy przyczynili się do jego upadku.
Poza tymi dwoma opowiadaniami, zdecydowałam się opublikować "Skyline" który początkowo był one-shotem o zupełnie innej nazwie. Ciężko mi było go skończyć i odrzuciłam całą pracę w kąt. Po pewnym czasie do mojej głowy wpadła kolejna fabuła, ale wydawała mi się niewystarczająca. Połączyłam ją z fabułą one-shota i stworzyłam "Skyline". To opowieść o wojnie światów. Ona - policjantka dbająca o spokój w swojej dzielnicy, On - przestępca, który robi dużo hałasu. Widzimy więc tutaj ogromny kontrast. Co może się wydarzyć, kiedy te dwa światy się spotkają? Co jeśli, któreś z nich będzie chciało spróbować czegoś nowego i zostawić za sobą monotonię? Dowiecie się, jak przeczytacie! Tutaj inspirowałam się nieco filmem "Szybcy i wściekli". 

Oprócz tych opowiadań napisałam pierwszego i mam nadzieję nie ostatniego one-shot'a - 24H, który zdecydowanie jest czymś, czego dotychczas nie próbowałam. Stworzyłam go pod wpływem chwili, po obejrzeniu jednego filmiku na YouTube i przesłuchaniu piosenki Eda Sheerana. Ma on dla mnie ogromną wartość, bo pisałam wszystko prosto z serca i jestem wdzięczna każdemu, kto go przeczytał. To dość smutna opowieść, ale mająca przesłanie, a przynajmniej tak mi się wydaje haha. Wszystko można znaleźć na moim koncie wattpadowym. :)

A czy przez ten cały czas pisania "Cienia" miałaś chociaż przez chwilę myśl o zakończeniu bloga? Zdarzały Ci się hejty na niego? Jak sobie z nim radziłaś?

 
Skąd pomysł na duchy? Hm... Myślę, że chciałam spróbować czegoś innego, nowego. Jestem fanką horrorów, lubię czytać o zjawiskach paranormalnych, także to również mogło przyczynić się do takiej tematyki.
Rozlew krwi w Psycho? Zdecydowanie tak! Postaram się, aby to opowiadanie było interesujące od początku do końca!
Aktualnie aplikuję na studia. Tam jest nieco inaczej niż w szkole więc sądzę, że starczy mi czasu. Może po prostu nie będę w stanie dodawać wszystkiego w szybkim tempie, ale na pewno nie porzucę żadnego opowiadania. Mam teraz wakacje. Staram się pisać jak najwięcej, żeby później zostało mi jak najmniej. Nie jest to oczywiście proste, bo wszystko zależy od moich chęci i weny, ale na razie sobie z tym wszystkim radzę.
Tak! Nie raz miałam ochotę kliknąć "Usuń blog" i dać sobie spokój. Jestem człowiekiem, nie chodzę wiecznie szczęśliwa, mam gorsze dni. Czasem nawet nie chcę wchodzić na bloga i na niego patrzeć, bo mam go po prostu dość! Ale na drugi dzień wszystko wraca do normy. Pomimo takich myśli nigdy bym nie skasowała Cienia. Za dużo dla mnie znaczy zarówno blog jak i czytelnicy.
Hejtów mam bardzo mało, częściej pojawia się krytyka z czego bardzo się cieszę, bo krytyka pozwala autorowi na przemyślenie pewnych spraw, popracowanie nad niektórymi treściami oraz pomysłami. Jestem osobą wrażliwą więc nie łatwo jest mi tak po prostu olewać pełne zawiści komentarze, ale idzie mi to coraz lepiej. Nie czytam żadnych hejtów, a jak już mi się zdarzy, to nie odpowiadam. Bo przecież... ignorancja jest najlepszą odpowiedzią na atak. :)

Studia? Naprawdę sądziłam, że jesteś młodsza, jednak to oczywiście nie jest żaden problem, przynajmniej dla mnie. Zdradzisz nam, na które studia się wybierasz?
Opisalaś nam już swoje nowe opowiadania. Lecz zechcialabys przedstawić bloga z największym sukcesem; "Cienia"? Dla tych, którzy nadal nie wiedzą, co to jest. ;)
A może właśnie teraz porozmawiamy o Tobie: imię, data urodzin i rok narodzin? :)

 
Hmm, zawsze zastanawiam się jak dobrze przedstawić Cienia. Jest w nim tak wiele wątków, że dokładny opis opowiadania jest ciężki.
Haha, niestety studia! Czuję się tak staro. Mam na imię Paulina i na moje nieszczęście urodziłam się 2 grudnia 1995 roku w Warszawie. Zdecydowanie wolałabym się urodzić na początku roku. Rocznikiem więc mam już i aż 19 lat! Co do studiów wybrałam na razie dwa kierunki - filologię angielską oraz psychologię. 

Jestem pewna, że wszystkich tym opisem zaciekawiłaś. A co do studiów, to interesujace kierunki. Czy z nimi wiążesz plany dotyczące pracy?
A teraz może zmienmy trochę temat: od jak dawna jesteś na bloggerze? Masz jakieś wspomnienia z nim związane?

 
Tak! Od dawna chciałam studiować filologię. Zastanawiałam się nad hiszpańską i angielską, ale w liceum nauczyłam się jedynie podstaw hiszpańskiego, a właściwie umiem powiedzieć tylko jak mam na imię oraz jakiej narodowości jestem. Postawiłam więc na angielski. Był moim ulubionym przedmiotem szkolnym, a nauka przychodziła mi z łatwością. Jestem zachwycona Wielką Brytanią i bardzo chciałabym kiedyś ją zwiedzić. Myślę więc o zawodzie chociażby tłumacza. Jeśli chodzi o psychologię, wybór był hm... dość spontaniczny. Bo na pomysł wybrania tego kierunku wpadłam po napisaniu one-shota "24H". Myślałam wtedy sobie "kurczę, byłoby super pracować w jakiejś klinice i pomagać ludziom." Wiem, że do tego wszystkiego długa droga, ale to mnie nie martwi. Od razu Rzymu nie zbudowano.
Na bloggerze jestem od około trzech albo dwóch lat. Swoje pierwsze opowiadania (strasznie lamerskie i słabe) zamieszczałam na witrynie blog.onet.pl .Do dziś pamiętam, jak fatalne one były. Pisałam o piłkarzach i... Justinie Bieberze. W jednym z nich bohaterka była siostrą Cesca Fabregasa - piłkarza FC Barcelony. Jeździła z nim na zgrupowania, treningi etc., gdzie poznała Davida Villę. Oczywiście, zakochała się w nim, co za zaskoczenie, haha! W drugim zaś bohaterka była córką menagera Justina. Jej rodzice byli rozwiedzeni, a ona niestety musiała zamieszkać na jakiś czas z ojcem. Już wszyscy możemy zgadnąć, co wydarzyło się później. To było kilka lat temu, za czasów mojej 6-tej klasy podstawówki. Nigdy nie zapomnę jak wstęp nazwałam epilogiem, zamiast prologiem. Wstyd!

Jak widać, mimo dziwnych i nieudanych początków, nie poddalaś się, a teraz to przynosi efekty. Dlatego zapytam właśnie o początki, ale nie blogów - a życia. Jakie masz wspomnienia zwiazane z dzieciństwem? ;)

 
Oh, mam wiele wspomnień! Ale chyba najzabawniejsze wspomnienie to te jedyne z przedszkola - nic poza nim nie pamiętam! Nasza opiekunka grała na pianinie. Siedzieliśmy w rzędach na malutkich krzesełkach. Obok była jakaś dziewczynka. Wydaję mi się, że to był pierwszy albo drugi dzień. Kiedy muzyka grała, ja nagle odezwałam się do niej z zapytaniem: "Hej, wiesz jak stąd uciec?". Chyba nigdy tego nie zapomnę. Zaczęłam czołgać się po ziemi, między krzesełkami. Opiekunka to zauważyła i spytała co takiego wyprawiam... 
Mam jeszcze w domu stare kasety, które przywołują mi wspomnienia. Jednym, które do mnie wróciło był mój chrzest. Moja mama długo z nim czekała, chciała żebym była ubrana w piękną białą sukieneczkę i umiała chodzić oraz mówić. Gdy to wszystko już się wydarzyło, doszło do chrztu. Mama nie przewidziała pewnej kwestii. Wujek na zmianę z rodzicami wynosili mnie z kościoła, bo "śpiewałam", a właściwie wyłam. To wszystko jest na nagraniu. Czuję się zażenowana jak to oglądam. 

Jak byś siebie opisała? W trzech słowach? 

 
Zakompleksiona, pomysłowa, przyjacielska.

Uważasz się za osobę bardziej skrytą, nieśmiałą, czy odważną?

 
Uważam się za osobę skrytą.

Jakimi wartościami się kierujesz?

 
Sądzę, że uczciwość, wiara, pracowitość oraz szczerość to wartości, którymi właśnie się kieruję.

Jak brzmi Twoje motto i czy w ogóle je posiadasz?

 
Moje motto jest bardzo proste: YOLO - You Only Live Once, żyjesz tylko raz. Wychodzę z założenia, że warto robić wszystko, co nam wpadnie do głowy, bo być może przeżyjemy wspaniałą przygodę, której nigdy nie zdołamy zapomnieć. Moją na przykład jest Cień.

Ulubiony film?

 
Moim ulubionym filmem jest Oszukać Przeznaczenie - cała seria. Uwielbiam horrory i thrillery. Genialnie nakręcony film i mistrzowskie efekty. Trochę grozy, a przede wszystkim akcja. Polecam!

Ulubiony serial?

 
Moim ulubionym serialem jest Teen Wolf. Nie mogę sobie wybaczyć, że jakoś rok temu obejrzałam odcinek pilotowy i potem nie kontynuowałam serialu. Na szczęście w tym roku to zrobiłam. Zakochałam się! Jest doskonały.

Ulubiona bajka?

 
Odkąd pamiętam, uwielbiałam bajkę Scooby Doo! Nadal lubię ją czasem obejrzeć...

Ulubiony zabawka z dzieciństwa?

 
Moja ulubiona zabawka z dzieciństwa... hm... prawdopodobnie lalki Barbie, bawiłam się na ziemi w "dom". Dziewczyny na pewno wiedzą, o czym mówię.

Ulubiona rzecz?

 
Mój telefon jest moją ulubioną rzeczą. Nigdzie się bez niego nie ruszam. Mogłabym mieć konto na minusie, brak pakietu internetowego czy smsowego, ale i tak telefon jest ze mną zawsze i wszędzie.

Ulubione jedzenie?

 
Kocham pieczonego kurczaka i omlety!

Najgorsze, co w życiu zjadłaś?

 
Żurek.

Co lubisz robić na codzień?

 
Lubię spać. Jeśli nie śpię to jem, o ile się nudzę. W sumie nawet jeżeli się nie nudzę, jem. Tak, zdecydowanie jestem aspołeczna, haha!

Jak/w co się ubierasz?

 
Ubieram się we wszystko, co tylko mi się spodoba. Nie mam określonego stylu, czasem wolę pochodzić w dresach i luźnych koszulkach, a innego dnia mam ochotę założyć sukienkę. 

Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia? A może wierzysz w przyjaźń damsko-męską?

 
Wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie wierzę w przyjaźń damsko-męską, ponieważ sama sobie udowodniłam, że takowa nie istnieje.


Jesteś tolerancyjna? Co sadzisz o związkach homoseksualnych?

 
Jestem bardzo tolerancyjna. Nie przeszkadzają mi związki homoseksualne. Uważam, że homoseksualiści to również ludzie, którzy mają prawo chodzić po tym świecie zarówno jak my. Często mówi się, że homoseksualiści są chorzy. Chorymi nazwałabym osoby, które tego nie rozumieją i nie okazują im szacunku.

Gdybyś miała wybierać, wybrabyś miłość czy przyjaźń?

 
Zależy kto postawiłby mi warunek wyboru, bo tej osoby na pewno bym nie wybrała. Prawdziwy przyjaciel nigdy nie kazałby mi wybierać między nim, a miłością, jak i na odwrót, moja miłość również nie powinna nigdy stawiać mnie w takiej sytuacji.

Należysz do jakiś fandomów? Kto jeat Twoim idolem, a kto autorytetem?

 
Tak, jestem fanką wielu osób. Mogłabym tu wymieniać i wymieniać, ale wyróżnię tylko kilka osób.
Demi Lovato postawiłabym jako swój autorytet i inspirację na pierwszym miejscu. Ta dziewczyna dała mi siłę i wiele mnie nauczyła, między innymi szacunku oraz kultury. Kiedyś byłam młoda i głupia, teraz trochę się zmieniłam, a Demi na pewno miała na to wpływ. Pozwoliła mi na zrozumienie pewnych kwestii, za co jestem wdzięczna. Mam zupełnie inny pogląd na świat.
5 Seconds Of Summer również powinni się znaleźć w grupie autorytetów, tak samo jak grupa The Janoskians. Australijczycy udowodnili, że warto wykorzystywać każdy pomysł i moment, gdyż nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. Oni spróbowali, jedni wrzucali covery, drudzy swoje pranki, a teraz co? Są znani na całym świecie! Czy to nie jest niesamowite?

Oczywiście, że tak. Każdy powinien korzystać z chwili, ponieważ takowa może się więcej nie powtórzyć, a będą tego żałować do końca życia.
A teraz to ja dziękuję bardzo za wywiad. Pozdrawiam! 

 
Ja również dziękuję, pozdrawiam.


7/22/2022

Adriemmer R

 Wywiad z Adriemmer R z Jaeidori.


Cieszę się, że w końcu udało nam się zmobilizować i umówić na wywiad. Jak samopoczucie, Adriemmer? Denerwujesz się? 

Ja też! Mam cieplutkie żarełko pod nosem, więc to warunki idealne, dlatego o stresie nie ma mowy. 

Świetnie, w takim razie przygotuj się na ostrzał pytaniami z mojej strony. Na początek opowiedz mi o sobie. Kim jesteś? Co lubisz robić? 

JESTEM GOTOWA. A więc, jestem już stara, ale moja nadpobudliwość na szczęście na tym nie straciła i jestem ciągle baaaaardzo energiczną osóbką. Studiuję i zamierzam zaprzątnąć sobie głowę kolejnym kierunkiem, mimo że obecny wyssał już ze mnie trochę życia i doszczętnie poszarpał nerwy. Za dzieciaka robiłam wszystko, co tylko się dało, ale życie zweryfikowało kilka spraw - na przykład to, że kompletnie nie umiem rysować XD. ZUPEŁNIE. Została mi za to miłość do muzyczki i tym sposobem powiem od razu, że przede wszystkim lubię śpiewać, w zasadzie KOCHAM TO, no i odgrywa to znaczącą rolę w moim życiu. Poza tym zawsze marzyłam, aby płynnie grać na pianinie i jakoś wcielić w swoje życie minimalnie kwestię aktorstwa, ale to z tej półki „chcę, ale nic nie robię w tym kierunku” <3. Właśnie! Jestem leniwa, ale uwielbiam mieć dużo na głowie. Uwielbiam jeść i jem dużo, w szczególności tego słodkiego. Lubię ciepło, bo jestem strasznym zmarzluchem, lubię letnie wieczory, noce, dnie, lubię wysiłek, lubię moje małe, ukochane miasteczko i spotkania z moją ukochaną ekipką. No i wkręciłam się w blogowanie, nie można tego pominąć!
 
Również uwielbiam śpiewać, ale nie bardzo mi to wychodzi. Napisałaś, że lubisz mieć dużo na głowie. Jak znajdujesz czas na swoje zainteresowania? Posiadasz hobby? 

Oj, wiesz, też nie deklaruję, że dobrze mi to idzie XD. W sumie to chyba przyzwyczaiłam się do tego, zawsze robiłam wszystko na ostatnią chwilę, potem na przysłowiowe „na łeb na szyję”  i przywykłam do takiego funkcjonowania w stresie. Z drugiej strony wiem, że nienawidzę rutyny, wyniszcza mnie, zresztą jak pewnie każdego, więc zawsze, zawsze wybiorę to pierwsze. A hobby pokrywa się idealnie z tym, co wymieniłam w wiadomości wyżej. Jedzenie też bym do tego zaliczyła.

Jak wkręciłaś się w świat M&A? Czy jakaś znajoma osoba podsunęła Ci pod nos odcinek kreskówki? 

Szczerze mówiąc - chłopak. :-d I zaczęło się właśnie od Naruto. I to dość niedawno, bo niecałe dwa lata temu, w jakiś sierpniowy wieczór puścił odcinki walki z Haku i Zabuzą, bo on sam, urwał kilka lat wcześniej akcję na Shippudenie i postanowił obejrzeć wszytko od początku. W między czasie puścił mi też Death Note’a, i uważam, że to świetne anime, ale samo z siebie by mnie nie wciągnęło. Nie pamiętam dokładnie, skąd potem moja chęć na włączenie Naruto ot tak sobie. Wiem za to, że cała seria Naruto to idealnie mój pierwszy rok studiów - od października do czerwca, a pierwsze zajęcia z anatomii roślin to ich koniec i szybki powrót do mieszkania i odpalenie odcinka. Zakochałam się po uszka! Poza tym uwielbiam też Bleacha, choć aktualnie stoję w miejscu, ale to bardziej z braku czasu. I to chyba tyle z moich przeżyć dotyczących M&A, ale to chyba dlatego, że jestem w tej kwestii jeszcze dość świeża. 

Czy to za sprawą chłopaka natknęłaś się na fan ficki? Jak wciągnęłaś się w blogowanie? 

No cóż, chyba nie potrzebowałam już niczego więcej - wyprzedziłam go o jakieś 200 odcinków i narzekał, że zrobił ze mnie potwora. I miał trochę racji, bo maniaczyłam obrazki, filmiki i inne takie, które wypełniały mi niedosyt po kończącej się fabule. Nie wiem, czy zaczęło się od ogólnej chęci pisania jakichś niedopowiedzianych wątków czy konkretnie od Itachi'ego i Eidori, która powstała w mojej głowie dobre trzy miesiące, jak nie więcej, przed samym zabraniem się za pisanie. W końcu uległam, usiadłam sobie na działeczce i zaczęłam notować w zeszycie. I śmiałam się, pisząc "Tsunade" i "Wioska Liścia" i nie wierzyłam, że to robię. Dopiero kilka dni później wpadłam na ff, wystukując je sama z siebie w google. Wystarczył mi jeden dzień porozglądania się po blogach i wiedziałam, że pisanie na kartce mi nie wystarczy. 

Rozumiem. Miałaś już doświadczanie w pisaniu, gdy zaczynałaś z ff o Naruto? 

W podstawówce chodziłam na kółeczko do kochanej pani z polskiego i kleiłam wierszyki. W gimnazjum przeszło na opowiadanka i je chyba najbardziej pamiętam, haha. Skrajne fantasy, jakieś moce, trochę śmiesznej akcji, no i oczywiście wplecione lovestory (w ogóle się nie zmieniło jak widać, zero ewolucji w tym przypadku). W liceum przeskoczyłam na krótkie, złote myśli, no a teraz to. Właśnie mi uświadomiłaś, że ilekroć zmieniam szkołę, zmienia się też moja forma pisania, ale towarzyszy mi cały czas <3.

W życiu trzeba próbować wszystkiego. Co Cię urzekło w Itachim? Dlaczego jego wybrałaś na ukochanego Eidori? 

W zasadzie to całokształt. Jego opanowanie i spokój, którego mi tak bardzo brakuje, HEHE. Szukanie odpowiedzi na nurtujące go pytania, bezinteresowna miłość do braciszka, zdolność do poświęcenia i jego wytrwałość w tym, bo przecież nie zmienił się do samego końca - kosztem własnego życia i ponoć wyjątkowego talentu. Poza tym, jestem fanką urody Uchihów (i tu podziałała na mnie słabość do chłopców o nieco dłuższych włosach, nic z tym nie zrobię ), ich wrodzona tajemniczość, no i ten intelekt, mrr. Jest to chyba jakaś moja reguła, bo zaraz po nim znajduje się Kakashi, a po nich dłuuugo nikt. Ale nie chodzi tu jedynie o smutną przeszłość - jest sporo cech, które poza tą jedną ich łączą, między innymi chyba coś, co cenię ogólnie w ludziach. Wiem to, bo widzę, że kręciliby mnie tak czy siak, ech. Jeśli chodzi o Eidori to właśnie ona powstała z myślą o nim. Powstała, bo Kishi nie dał mu nikogo, więc ja dałam mu miiiiłość! Szybko zaczęły mi się rodzić pomysły, którymi nawet siebie zaskakiwałam. Uznałam to też za jeden z najlepszych sposobów na uzupełnienie informacji zza życia w Akatsuki o nim, których mi osobiście bardzo brakowało. 

Nie bałaś się, że wplatając opowiadanie w konkretne momenty z życia Itachiego zepsujesz coś albo, co gorsza, pominiesz ważne wydarzenie? Jak bardzo trzymasz się kanonu? 

W sumie nigdy o tym tak nie myślałam. Może prędzej, że coś pominę, ale nie, że zepsuję - w końcu wszystko można przypisać temu, że to fanfick i mogę niektóre rzeczy zmieniać pod siebie. Choć jest akurat jedna kwestia - Shisui. Przewaliłam pół internetu, by dowiedzieć się o nim więcej, ale na marne. Nie raz natknęłam się na to, że był starszy, ale było to niepotwierdzone, do tego druga opcja wydawała mi się wygodniejsza, że zdecydowałam się na nią. Dobrym źródłem okazały się być fillery, ale było to już po zakończeniu jego wątku. Chyba tego najbardziej żałuję póki co. Ale pewnie jeszcze kiedyś do tego wrócę i w miarę możliwości pozmieniam to i owo. Tak samo jest z resztą - jeśli czegoś nie wiem albo nie jestem pewna, szukam informacji. Zdarzało mi się liczyć lata, zwracać uwagę na pory roku, czytać dokładne opisy technik i jeszcze kilka innych drobiazgów, żeby dało się wyczuć efekt połączenia z kanonem.

Zdarzało Ci się wzorować na innej blogerce/blogerze pisząc opowiadanie? A może historia jest w całości Twoja?

Tak jak mówiłam - pomysł powstał dużo wcześniej niż sam blog, przyszłam tu i zaczęłam się jedynie rozglądać, poznawać. Jakby nie patrzeć, zwracałam głównie uwagę na tematykę SasuSaku, więc też nieco inny klimat.  Sama skupiam się na owej dwójce i moim zdaniem opowiadanie jest ubogie w wątki poboczne, więc nie wiem, czy jest coś, czym mogłabym się sugerować, jeśli chodzi o inne blogi.  Bo myślą przewodnią i najważniejsze wydarzenia mam od samego początku w paluszku. Wiem za to, że na podstawie innych blogów nauczyłam się wprowadzania akcji, dialogów, bo sama właśnie to najbardziej lubię czytać. 

Rozumiem, rozumiem :). Co masz na myśli mówiąc, że masz wydarzenia w małym paluszku? Zapisałaś wszystko w zeszycie podczas pisania na działce? 

Haha, na działce <3. Nie, nie, mam po prostu zaplanowany główny wątek, bo wiadomo, te poboczne przychodzą, odchodzą, ulegają modyfikacjom. Wiem po prostu, czym mam się kierować, jak rozwijać akcję, kiedy nastąpi kilka kluczowych wydarzeń i takie tam. Nie udało mi się niestety wybiec z rozdziałami do przodu, dodaję je na bieżąco. 

Wielu autorów ma problem z weną. Jak jest u Ciebie? Gdzie szukasz natchnienia? A może nie musisz go szukać? 

Z tym bywa różnie. Czasami napiszę część następnego rozdziału podczas pisania bieżącego, czasem po dodaniu rozdziału mam ustój i wznawia się wtedy, kiedy poczuję, że wypada dodać kolejny, a czasami powolutku uzupełniam treść, jednego dnia postanawiam przysiąść, poprawić wszystko i dodać. Przestałam też uważać wenę za niezbędną - kiedy mam ochotę to po prostu siadam i piszę, więc to w jakiś sposób też można byłoby nią nazwać. Z drugiej strony tylko niekiedy czuję, że tak sobie „płynę”, nie muszę za bardzo nad niczym zastanawiać i do tego piszę strasznie dużo w bardzo krótkim czasie, a i z efektu końcowego jestem zadowolona. Ostatni raz złapało mnie o drugiej w nocy, zaledwie trzy dni temu i nie mam pojęcia, kiedy znowu dostąpię tego zaszczytu. 

Mam nadzieję, że już niebawem pojawi się rozdział, bo czekam na niego z niecierpliwością.  Odnoszę wrażenie, że w blogosferze jesteś znana jako autorka bloga o Ja, Eidori, mimo że piszesz również inne opowiadania. Przeszkadza Ci to? Zdarza Ci się porównywać popularność swoich opowiadań? 

Haha, leży napisany w ponad 1/3 i czeka, aż go ruszę :-d. W zasadzie to nie mam pojęcia, po czym ludzie mnie kojarzą, ale jakby nie patrzeć to w JE angażowałam się dotychczas najbardziej, w sumie do tego jest najstarszy ze wszystkich, więc to chyba nawet normalne. I nie, zupełnie mi to nie przeszkadza, a wręcz chyba nawet zupełnie na odwrót. A jeśli chodzi o porównywanie - no jasne. Porównuję nie tylko i swój wkład, i zaangażowanie w poszczególne blogi, ale i opinie ludzi, postrzeganie przez czytelników różnych spraw - czy to sposobu pisania, czy jakiejś akcji, potem mielę te informacje w głowię i wprowadzam je w życie. Toć te blogi to jak dzieci! 

Hahaha. Bardzo grzeczne i ładne masz dzieci.

Prawdę mówiąc na początku kierowałam się tym, że wiele razy widziałam obrazek przy którym przeszła mi myśl „ z tego byłby śliczny szablon”, zapisywałam je sobie i trzymałam, żeby to kiedyś zrobić. To sytuacja mnie przycisnęła, żeby w końcu się do tego zabrać i tak oto nad tym ślęczę. Ale nie pamiętam, co na samym starcie szło mi tak kulawo, jak to XD. Tym bardziej, że nie mam i nie miałam żadnych planów odnośnie szablonowania. Twoim pytaniem może trzeci raz przechodzi mi to przez myśl, ale nie nastawiam się na to. Myślałam raczej o wykorzystaniu tych obrazków, które czekają na mnie w tym folderze i którym obiecałam szlachetne wykorzystanie, ale pewnie gdyby ktuś kiedyś się do mnie z tym zwrócił, pewnie byłabym strasznie ucieszona.  A nawet  jeśli wszystko to miałoby ulec zmianie w czasie, to przede mną jeszcze dłuuuuga droga.

Na koniec wywiadu masz możliwość napisania kilku słów od siebie. Co chciałabyś przekazać czytelnikom? 

Czytelnikom? Że są. Że czytają, tym bardziej, kiedy komentują (każdy piszący wie, jak to działa). I jeszcze raz za to, że są. W sumie wszystko w dużej mierze to dzięki nim, bo należę niestety do tego grona osób, które potrzebują czyjejś aprobaty, by iść z czymś dalej.

6/22/2022

Sasame

 Wywiad z Sasame z Ai No Noroi 


W takim razie do dzieła. Powiedz nam na początek kilka słów o sobie. O swoich zainteresowaniach, pasjach. Kim jest znana nam autorka, kryjąca się pod pseudonimem Sasame?

Przeciętnym człowiekiem. Aktualnie studiuję edytorstwo, trochę czytam, robię szablony, czasem rysuję, spotykam się ze znajomymi, lubię spacery. Kocham muzykę, dzięki której żyję. Uważam, że dzień bez muzyki, jest dniem straconym. I nie mam ograniczeń, co do gatunku. Cieszę się z życia, więc wszystko jest na swoim miejscu.

O, w takim  razie oby było tak jak najdłużej! Zdradź nam teraz, jak wspominasz swoje początki w blogsferze? Swoje pierwsze blogi, znajomości?

Kiedy to było... Pierwsze kroczki stawiałam jakoś w 2012r., kiedy to powstał mój pierwszy blog na blogspocie. Nie było to ff o Naruto, tylko zwykła, moja historia. Brakowało w niej wielu elementów, a ja pisałam jeszcze wtedy bez ładu i składu. Potem usunęłam bloga i powróciłam do czytania ff SasuSaku, przez co założyłam pierwsze blogi fanowskie, a potem już się samo jakoś potoczyło... W każdym razie miło wspominam ten okres, chociaż byłam totalnie zakręconym człowiekiem. A co do moich znajomości... Ogólnie zostałam przyjęta w blogsferze bardzo ciepło, ale najlepszy kontakt załapałam z Code Breaker, która wkręciła mnie w robienie szablonów, ale później sama zniknęła z blogsfery. Potem jeszcze Hana-chan, z którą kontakt również mi się urwał. Później poznałam Zochan i wiele innych świetnych autorek, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj.

A jak to było z blogiem Ai no Noroi? Skąd pomysł, inspiracja na takie, a nie inne opowiadanie? Dlaczego wybrałaś akurat SS?

Tylko odkąd poznałam Naruto, byłam fanką SasuSaku. Ten paring po prostu do mnie trafił. Sakura była naiwną dziewczyną, która myślała, że w jakiś sposób wpłynie na decyzje totalnie odciętego Sasuke, który nie liczył się ze zdaniem innych. Kupiłam to, naprawdę. Ta nieszczęśliwa miłość jakoś mnie zauroczyła, jakieś 8 lat temu. Jakoś wtedy zaczęły powstawać pierwsze ff o tej parze na onecie, które oczywiście czytałam z zapartym tchem po nocach. Później jakoś zapomniałam o nich na rok może dwa. A później już wiadomo, sama wróciłam, sama już pisząc ff. Jeśli chodzi o bloga Ai no Noroi... Stwierdziłam, że brak w mojej twórczości blogów w świecie shinobi. Jak zwykle zaczynałam ff o Naruto, akcja toczyła się w naszym realnym świecie. A tutaj... Chciałam trochę pofantazjować. Wiadomo, że nasz świat ma trochę ograniczeń, a tam.. Tam mogłam dać upust mojej chorej wyobraźni. A jeśli chodzi SS, to nie trudno zgadnąć. Po prostu jestem jego fanką i nie wyobrażam sobie tego bloga bez tej pary.


A co z tworzeniem szablonów i grafiki? Od jak dawna się tym interesujesz? Kiedy i dlaczego stwierdziłaś, że chcesz wykonywać je również dla innych, prowadząc szabloniarnię?

Jak już wspominałam wciągnęła mnie w to Code, która nauczyła mnie podstaw, głównie  jak używać selektorów itp. Potem sama zaczęłam zagłębiać temat. interesuję się tym już 4 lata. W marcu 2013 totalnie na spontanie stwierdziłam, że chcę dołączyć do Ministerstwa Szablonów i na długo, aż do zamknięcia, tam pozostałam. A później już jakoś tak samo szło. Po prostu to polubiłam, a chciałam też przy tym w jakiś sposób pomagać innym, dzięki czemu wykonuję szablony na zamówienie.

H.: Czy spodziewałaś się osiągnąć taką popularność? W końcu twoje opowiadania zbierają wielu czytelników, szablony również zamawia wiele osób. Czy kiedy zaczynałaś tworzyć, przewidywałaś taki sukces?

S.: Nie. Fakt, jak chyba każdy autor, liczyłam na chociaż kilku czytelników, ale nie spodziewałam się, że mogłoby to być jakieś większe grono. Jak każdy autor cieszyłam się z komentarzy, nadal wywołują na mojej twarzy uśmiech. Zawsze też ceniłam sobie konstruktywną krytykę, bo tylko dzięki niej zaczęłam poprawiać się w pisaniu. Porady innych naprawdę bardzo wpłynęły na moją twórczość. I to było bardzo ważne kiedy właśnie zaczynałam, bo totalnie nie znałam się na konstrukcjach pisania opowiadania, mieszałam czasy, narracje... Ale to już stare dzieje. Nikt nie może przewidzieć swojego sukcesu, sama swojego nie przewidziałam.

Prowadzisz (lub prowadziłaś) zarówno wiele blogów z opowiadaniami, jak i szabloniarni. Skąd chęci, motywacje, czas na to wszystko?

Myślę, że moja motywacja brała się głównie z tego, że naprawdę to lubiłam robić. Zajmowało mi to sporo czasu, ale byłam wtedy troszkę młodsza, tego czasu było więcej... Teraz jak tylko mogę, staram się wygospodarować na to czas, ale niestety nie zawsze się to udaje. Mimo to nie rezygnuję z czegoś, co daje mi swojego rodzaju satysfakcję.

A jak reagujesz na rzeczy, które tę motywację i chęci potrafią odebrać? Hejt, plagiat - chyba dla żadnego twórcy nie są to przyjaźnie brzmiące pojęcia. Spotkałaś się z nimi osobiście? Jak do nich podchodzisz, jak sobie z nimi radzisz?

Jeśli chodzi o hejt... On zawsze był, jest i będzie, i trzeba do tego po prostu przywyknąć. Nie można tak tego brać do siebie. Nie ma rzeczy idealnych. Też kiedyś spotkałam się z plagiatem, głównie moich szablonów. Reagowałam na to bardzo emocjonująco, czasem nawet aż za bardzo, gdyż traktowałam szablony jako takie moje małe dzieło. Te sytuacje były dla mnie bardzo męczące, ale cieszę się, że już są za mną. Teraz trochę trudno mi się do nich odnieść, ale wiem, że aktualnie troszkę inaczej bym to wszystko załatwiła. Zwłaszcza, że już nie patrzę na to tak emocjonująco.

Czy myślałaś kiedyś o zakończeniu blogowania? Były momenty, kiedy wydawało ci się, że to nie ma sensu, chcesz to rzucić lub zacząć pisać "do szuflady"?

Tak, myślałam. Jakoś rok temu, bardzo często. Czułam po prostu, że nie miałam smykałki do blogowania, że to już po prostu nie jest to, że w głębi gdzieś się wypaliłam. Ale przeczekałam ten okres i teraz staram się co jakiś czas zaglądać na blogspota i w miarę moich możliwości być na bieżąco z opowiadaniami, które czytam.

A jak w twoimi planami na przyszłość? Zamierzasz związać je z pisaniem, na przykład wydać książkę? Czy jednak pisanie traktujesz jedynie, jako hobby, a twoje plany są zupełnie inne?

Marzę o tym, aby pracować w wydawnictwie jako edytor. Co do wydania książki... Jak na razie mam pomysł na jedną powieść, który muszę jeszcze doszlifować. I jak się uda, to ją wydam. Kiedyś pisanie traktowałam tylko hobbistycznie, lecz niedawno stwierdziłam, że jednak chciałabym wydać coś swojego.

W takim razie życzę powodzenia, mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie mi przeczytać książkę spod twojej ręki. Cóż, tu dochodzimy już do końca naszej miłej pogawędki. Chciałabyś może dodać coś od siebie na koniec?

Chciałabym ci podziękować za to, że poświęciłaś chwilę czasu, aby zadać mi kilka pytań. Chciałabym też z tego miejsca pozdrowić wszystkich czytelników, a także załogę Wywiadów, bo dziewczyny odwalają naprawdę dobrą robotę (a Majka cudnie dba o wygląd Wywiadów, musiałam ją pochwalić!). Miło było ponownie tutaj zagościć.

To ja tobie dziękuję za poświęcony czas! Jeszcze raz życzę ci powodzenia w tworzeniu.

Dziękuję.

 

Obserwatorzy

Szablon wykonany przez Evelyn - Bajkowe Szablony